Obudziłam się kiedy pierwsze
promienie porannego słońca zaczęły nieśmiało zaglądać przez wysokie okna
Hogwartu.
- Zapowiada się piękny dzień
– pomyślałam i przeciągnęłam się na łóżku strącając przy tym jedną z stojących
na stoliku obok ramek z ruchomymi zdjęciami. – Ale ze mnie niezdara...
Po upewnieniu się, że nikogo nie obudziłam tym
hałasem, podniosłam ją i przyjrzałam się fotografii. Przedstawiała mnie z moimi
rodzicami. Trzymałam w ręku swoją pierwszą miotłę.
Uśmiechnęłam się. Lubiłam wracać myślami do tamtych
czasów.
~*~
Podczas śniadania w Wielkiej Sali panował gwar. Wszyscy pochłonięci byli głośnymi
rozmowami, czytaniem gazet oraz rozpakowywaniem paczek i listów przyniesionych
przez poranną, sowią pocztę.
- Na Merlina, znowu… -
westchnęła rozpaczliwie rudowłosa podczas przeglądania swojego egzemplarza
Proroka Codziennego. – Wymordowano mugolską rodzinę i ich dzieci. Rodzeństwo. W
tym roku mieli rozpocząć naukę w Hogwarcie.
- Lepiej spójrzcie na to –
jęknęła Kate, oglądając nowy plan lekcji. – Za chwilę mamy historię magii. Chodźcie,
bo się spóźnimy.
- Świetnie – mruknęłam. Na
samą myśl o tej lekcji ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że odeśpię niezbyt
dobrze przespaną noc.
Przeczucie okazało się jak
najbardziej trafne. Kiedy tylko zorientowałam się, że monolog profesora Binnsa
krąży wokół trzech słów (gobliny, prawa, powstanie) z rezygnacją podparłam
głowę ręką i mrugnęłam porozumiewawczo do Remusa. On już wiedział, że jego
notatki znajdą się w moich dłoniach.
- Jak myślicie, kto za tym
stoi? – spytałam, kiedy wychodziłyśmy z sali. – Za tymi morderstwami o których
piszą w Proroku… Przecież to niemożliwe, żeby za to wszystko odpowiadała jedna
osoba.
- Nie wiem i chyba nie chcę
wiedzieć. To sprawa dla aurorów… - odparła rudowłosa jakby bez przekonania.
- Co nie zmienia faktu, że
jest niebezpiecznie – zauważyła Kate.
- Tutaj nic nam nie grozi -–
stwierdziła Lily spoglądając ukradkiem na przechodzących obok Jamesa, Syriusza
i Petera. – Z pewnym wyjątkiem.
Ledwie Evans skończyła mówić,
kiedy do Blacka podbiegła jakaś nieznana mi Krukonka. Niska, szczupła
dziewczyna z kręconymi, czarnymi włosami. Przywitała się z chłopakiem całując
go w usta.
Widziałam jak Kate przez
chwile na nich spoglądała, po czym odwróciła wzrok i przyspieszyła kroku. Lily
i ja dobrze wiedziałyśmy, że dziewczyna od dawna jest zakochana w Blacku.
~*~
Po zakończonych lekcjach
udałam się na błonia. Szłam cały czas przed siebie wpatrując się w błękitne
niebo i nie zastanawiając się zbyt nad tym dokąd zaprowadzą mnie moje stopy. W
końcu doszłam do jeziora. Przystanęłam nad samym jego brzegiem i utkwiłam wzrok
w spokojnie falującej tafli.
Mimo, że w szkole zawsze uchodziłam za
niezwykle towarzyską osobę od kilku miesięcy coś się we mnie zmieniło. Coś się
załamało. Potrzebowałam samotności. I dobrze wiedziałam czym jest to
spowodowane… Brakowało mi ojca. Myślałam o tym. Ciągle żyłam nadzieją, że
jeszcze go zobaczę, że usłyszę jego głos. Wierzyłam, że pewnego dnia wróci.
- Nie będziesz miała nic
przeciwko, jeśli tu z tobą postoję? – usłyszałam za sobą znajomy głos, należący
do Remusa.
Lecz nie wracał… Dlaczego?
Dlaczego genialny alchemik, twórca eliksirów zginął w wyniku wypadku?
- Widziałem jak sama
wychodzisz z zamku. Pomyślałem, że będzie miło, jeśli dotrzymam ci towarzystwa.
I dlaczego, do jasnej
cholery, nikt nie potrafił mi wyjaśnić, co takiego się wydarzyło? Dlaczego nawet
nie zdołano odnaleźć jego ciała?
- Stało się coś?
Czułam wypełniające mnie
poczucie niesprawiedliwości, któro towarzyszyło mi już od jakiegoś czasu.
Miałam ochotę krzyczeć ze złości.
Przestań o tym myśleć!
- Agnes… - westchnął. - Jeśli
chcesz pobyć sama…
Czułam jak łzy napływały mi
do oczu.
- Zostań – odpowiedziałam w końcu
siląc się na spokojny ton i odwracając w stronę Lupina.
Spojrzał w moje oczy.
Wiedział, co się dzieje. Nieśmiało złapał moją dłoń. I poczułam jak serce
zabiło mi szybciej…
~*~
Nocą obudził mnie głośny
trzask. Natychmiast zerwałam się do pozycji siedzącej i omiotłam wzrokiem całe
pomieszczenie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że dźwięk
dochodził z zewnątrz. Błyskawica przecięła ciemnogranatowe niebo nad zamkiem.
Od zawsze bałam się burzy.
Wiedziałam, że nie zasnę dopóki nie zrobi się spokojniej. Co więcej zauważyłam
puste łóżko Greenwood. Postanowiłam więc zejść na dół do Pokoju Wspólnego i tak
jak się spodziewałam zastałam w nim Kate. Siedziała przy dogasającym kominku,
wpatrzona w niego tępo, a jej policzki lśniły od łez. Westchnęłam cicho i
usiadłam obok dziewczyny.
- Naprawdę podziwiam cię, że
jeszcze to wytrzymujesz.
- Nie wytrzymuję, Agnes…
*~*~*~*~*~*~*~*
Chciałabym
podziękować za nominacje, ale też przede wszystkim za komentarze. Wszyscy
piszący wiedzą jak bardzo one motywują. Dziękuję!
Co
do samego rozdziału… Wiem, wiem. Nie należy on do najlepszych, ale był
konieczny przed przyszłą akcją. No właśnie – akcja. Obiecuję, że w niedalekiej
przyszłości będzie jej o wiele więcej:)
Jeszcze
raz dziękuję i pozdrawiam:)
Agnes.