wtorek, 27 sierpnia 2013

2. "I poczułam jak serce zabiło mi szybciej…"



Obudziłam się kiedy pierwsze promienie porannego słońca zaczęły nieśmiało zaglądać przez wysokie okna Hogwartu.
- Zapowiada się piękny dzień – pomyślałam i przeciągnęłam się na łóżku strącając przy tym jedną z stojących na stoliku obok ramek z ruchomymi zdjęciami. – Ale ze mnie niezdara...
 Po upewnieniu się, że nikogo nie obudziłam tym hałasem, podniosłam ją i przyjrzałam się fotografii. Przedstawiała mnie z moimi rodzicami. Trzymałam w ręku swoją pierwszą miotłę.
 Uśmiechnęłam się. Lubiłam wracać myślami do tamtych czasów.

~*~

Podczas śniadania w Wielkiej  Sali panował gwar. Wszyscy pochłonięci byli głośnymi rozmowami, czytaniem gazet oraz rozpakowywaniem paczek i listów przyniesionych przez poranną, sowią pocztę.
- Na Merlina, znowu… - westchnęła rozpaczliwie rudowłosa podczas przeglądania swojego egzemplarza Proroka Codziennego. – Wymordowano mugolską rodzinę i ich dzieci. Rodzeństwo. W tym roku mieli rozpocząć naukę w Hogwarcie.
- Lepiej spójrzcie na to – jęknęła Kate, oglądając nowy plan lekcji. – Za chwilę mamy historię magii. Chodźcie, bo się spóźnimy.
- Świetnie – mruknęłam. Na samą myśl o tej lekcji ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że odeśpię niezbyt dobrze przespaną noc.
Przeczucie okazało się jak najbardziej trafne. Kiedy tylko zorientowałam się, że monolog profesora Binnsa krąży wokół trzech słów (gobliny, prawa, powstanie) z rezygnacją podparłam głowę ręką i mrugnęłam porozumiewawczo do Remusa. On już wiedział, że jego notatki znajdą się w moich dłoniach.
- Jak myślicie, kto za tym stoi? – spytałam, kiedy wychodziłyśmy z sali. – Za tymi morderstwami o których piszą w Proroku… Przecież to niemożliwe, żeby za to wszystko odpowiadała jedna osoba.
- Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. To sprawa dla aurorów… - odparła rudowłosa jakby bez przekonania.
- Co nie zmienia faktu, że jest niebezpiecznie – zauważyła Kate.
- Tutaj nic nam nie grozi -– stwierdziła Lily spoglądając ukradkiem na przechodzących obok Jamesa, Syriusza i Petera. – Z pewnym wyjątkiem.
Ledwie Evans skończyła mówić, kiedy do Blacka podbiegła jakaś nieznana mi Krukonka. Niska, szczupła dziewczyna z kręconymi, czarnymi włosami. Przywitała się z chłopakiem całując go w usta.
Widziałam jak Kate przez chwile na nich spoglądała, po czym odwróciła wzrok i przyspieszyła kroku. Lily i ja dobrze wiedziałyśmy, że dziewczyna od dawna jest zakochana w Blacku.

~*~

Po zakończonych lekcjach udałam się na błonia. Szłam cały czas przed siebie wpatrując się w błękitne niebo i nie zastanawiając się zbyt nad tym dokąd zaprowadzą mnie moje stopy. W końcu doszłam do jeziora. Przystanęłam nad samym jego brzegiem i utkwiłam wzrok w spokojnie falującej tafli.
 Mimo, że w szkole zawsze uchodziłam za niezwykle towarzyską osobę od kilku miesięcy coś się we mnie zmieniło. Coś się załamało. Potrzebowałam samotności. I dobrze wiedziałam czym jest to spowodowane… Brakowało mi ojca. Myślałam o tym. Ciągle żyłam nadzieją, że jeszcze go zobaczę, że usłyszę jego głos. Wierzyłam, że pewnego dnia wróci.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli tu z tobą postoję? – usłyszałam za sobą znajomy głos, należący do Remusa.
Lecz nie wracał… Dlaczego? Dlaczego genialny alchemik, twórca eliksirów zginął w wyniku wypadku?
- Widziałem jak sama wychodzisz z zamku. Pomyślałem, że będzie miło, jeśli dotrzymam ci towarzystwa.
I dlaczego, do jasnej cholery, nikt nie potrafił mi wyjaśnić, co takiego się wydarzyło? Dlaczego nawet nie zdołano odnaleźć jego ciała?
- Stało się coś?
Czułam wypełniające mnie poczucie niesprawiedliwości, któro towarzyszyło mi już od jakiegoś czasu. Miałam ochotę krzyczeć ze złości.
Przestań o tym myśleć!
- Agnes… - westchnął. - Jeśli chcesz pobyć sama…
Czułam jak łzy napływały mi do oczu.
- Zostań – odpowiedziałam w końcu siląc się na spokojny ton i odwracając w stronę Lupina.
Spojrzał w moje oczy. Wiedział, co się dzieje. Nieśmiało złapał moją dłoń. I poczułam jak serce zabiło mi szybciej…


~*~

Nocą obudził mnie głośny trzask. Natychmiast zerwałam się do pozycji siedzącej i omiotłam wzrokiem całe pomieszczenie. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że dźwięk dochodził z zewnątrz. Błyskawica przecięła ciemnogranatowe niebo nad zamkiem.
Od zawsze bałam się burzy. Wiedziałam, że nie zasnę dopóki nie zrobi się spokojniej. Co więcej zauważyłam puste łóżko Greenwood. Postanowiłam więc zejść na dół do Pokoju Wspólnego i tak jak się spodziewałam zastałam w nim Kate. Siedziała przy dogasającym kominku, wpatrzona w niego tępo, a jej policzki lśniły od łez. Westchnęłam cicho i usiadłam obok dziewczyny.
- Naprawdę podziwiam cię, że jeszcze to wytrzymujesz.
- Nie wytrzymuję, Agnes…

*~*~*~*~*~*~*~*
Chciałabym podziękować za nominacje, ale też przede wszystkim za komentarze. Wszyscy piszący wiedzą jak bardzo one motywują. Dziękuję!  
Co do samego rozdziału… Wiem, wiem. Nie należy on do najlepszych, ale był konieczny przed przyszłą akcją. No właśnie – akcja. Obiecuję, że w niedalekiej przyszłości będzie jej o wiele więcej:)
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam:)
Agnes.